Obudziłem się. W ciemności. Przede mną majaczyła jakąś postać. Niewyraźna. Brak okularów? Nie, to coś innego. Ta ciemność, też jakby nie była ciemnością. Bezruch? Niebyt? O co chodzi?
- Kim
jesteś?
-
Chodzi ci o imię? Nie mam go, a może mam ich wiele. Trudno w jednym słowie
zawrzeć istotę rzeczy. – Głos miał przyjazny, ciepły, jakby znajomy. Budził coś…
- Kim
jesteś? Skąd się tu wziąłeś? – musiałem zrozumieć.
-
Jednak nie o imię Ci chodzi. To dobrze. Skoro pytasz, jesteś gotowy.
-
Gotowy do czego?
- Do
podróży…
-
Cooo? Jaaak? Dlaczegooo? – moje zdumienie rosło. Pytania kłębiły się w głowie.
Czułem chaos i jakąś dziwną ekscytację.
-
Powoli. Wybierz jedno.
-
Co jedno?
-
Jedno pytanie? Każda podróż to zbiór kroków. Najpierw musi być pierwszy.
-
Kim jesteś?
-
Powiedz mi, co czujesz kiedy na mnie patrzysz.
-
Swędzisz!!!
-
Czy zawsze tak samo?
-
Nie. – uświadomiłem sobie, że to dobry znajomy, choć nie wiem, kim jest. – Czasem
swędzisz jak ospa, na całym ciele, czasem jak kurz w nosie, a czasem Cię nie
czuję.
-
Dobrze. Mieszkam między Twoimi potrzebami. Jestem jedną z nich – zazwyczaj swędzącą.
Zawsze zachęcam Cię do podróży. Czy jesteś gotowy?
Pytanie
zapachniało słońcem, latem, przygodą, radosnym wysiłkiem. Wiedziałem. Czekałem na
ten moment. Wszystkie chwile mojego życia prowadziły właśnie tutaj. Nie
musiałem odpowiadać – on wiedział.
-
Zatem…
Za
jego plecami pojawiły się drzwi, zwykłe drzwi. Choć może była to złocona brama,
a może ogrodowa furtka. Nieważne. To było WEJŚCIE, to był POCZĄTEK.
-
Jaki jest cel?
Spojrzał
na mnie zaskoczony.
-
Najważniejsze pytanie. Niewielu zadaje je sobie na początku, co komplikuje ich podróż.
-
Jaki jest cel? – powtórzyłem.
-
Zmiana. – odpowiedział tak po prostu.
-
Niezbyt konkretny.
-
Wystarczy. Masz rację, że trzeba znać cel, ale nie zamykaj się na jego zmianę, doprecyzowanie,
przekształcenie. Możesz odkryć, że pragnąłeś za mało i nie dotrzesz tam, gdzie
naprawdę możesz. Pozwól by cel stawał się wyraźniejszy podczas podróży. Jak
góra, która z daleka jest tylko plamą, a kiedy zbliżasz się, możesz docenić jej
wielkość, piękno rzeźby i tajemnicę ścieżek wiodących na szczyt.
-
OK. Chyba rozumiem. Zaufam.
-
Takiej odwagi trzeba, by wejść do labiryntu.
-
Jakiego labiryntu?
-
Labiryntu Poszukiwaczy.
-
Jaki on jest?
-
Zmienny. – uśmiechnął się – To miejsce pytań, spotkań, nauki, prób i błędów.
Zmienia się po każdym kroku. Czasem widzisz z daleka, coś, co wydaje się być
najlepszym rozwiązaniem, ale w końcu odkrywasz, że nie możesz do niego dotrzeć.
Czasem przypadkowe spotkanie prostuje ścieżkę i niesie Cię do WYJŚCIA.
Spacerując,
przekroczyliśmy próg wejścia. Labirynt był zielony, świeży, wiosenny. Jego ściany
były wysokie, nie dało się podglądać, szukać drogi na skróty.
-
Nie spiesz się. Ciesz się poszukiwaniem. Wszystko, co znajdziesz w labiryncie,
zostanie z Tobą. Nigdy nie wiesz, co Ci się przyda w przyszłości. Bądź uważny.
Im dokładniej posiejesz, tym lepszy będzie Twój fundament. To nie czas, by
biec.
Byłem
zachwycony. Mój towarzysz się wycofał. Dał mi czas. Niespiesznie spacerowałem.
Podziwiałem rośliny, zapamiętywałem zapachy, głośno pytałem siebie i powietrza.
Labirynt odpowiadał. Nagle pojawiało się nowe przejście, odzywał się piękny
śpiew ptaka, który wzywał w określonym kierunku, prowadził do altanki, w której
kawę pili lub jedli owoce inni Poszukiwacze. Te spotkania były najciekawsze.
Opowiadaliśmy godzinami o tym, co widzieliśmy, co się nam udało, jakie błędy popełniliśmy.
Nikt się ich nie wstydził. To były kolejne lekcje tego labiryntu. Po
spotkaniach żegnaliśmy się jak starzy przyjaciele, ale czuliśmy, że więź
pozostała, że jeszcze się spotkamy, zadzwonimy…
Podróż
trwała. Ekscytacja też. Jakbym dostał nowe oczy i widział wszystko po raz
pierwszy. Jakby barwy, zapachy, dźwięki były intensywniejsze. Zbierałem wiedzę,
doświadczenie, nabywałem nowych umiejętności, zmieniałem się. Czułem się jak
dziecko, które poznaje świat. Jak Kolumb odkrywający nowy ląd. Nasycałem się.
Coraz bardziej rozumiałem labirynt i wiedziałem, że zbliża się kolejny krok.
Podróż nie była przecież celem, a środkiem. Pokochałem ją, ale moim pragnieniem
był cel.
Nagle
ściany labiryntu zniknęły. Znalazłem wyjście. Labirynt stał się wnętrzem monumentalnej
katedry. Mojej katedry.
-
Gratuluję. Szukałeś tak długo, by stać się Budowniczym, Architektem tej
przestrzeni. Muszę Cię jednak ostrzec. Poszukiwaczy uznaje się na
nieszkodliwych fantastów. Gdy zostajesz Budowniczym, Twoje otoczenie zacznie
się zmieniać. Odkryjesz, jak wielu nie chce zmiany lub przed nią ucieka. Mogą
Cię uznać za wroga, bo burzysz ich porządek. Czy jesteś na to gotowy?
-
Nie wiem, ale chcę działać. Nie mogę się zatrzymać.
-
Czyli jesteś gotowy. Buduj swoją Przestrzeń. Nie bój się błędów. Próbuj. Ciesz
się tą pracą. Pamiętaj jednak, że Przestrzeń sięga także do wewnątrz.
Zrobiłem,
jak mówił. Dobierałem kolory, kształty, meble. Budowałem i burzyłem ściany.
Wspominałem, czego nauczyłem się w Labiryncie. Od czasu do czasu w mojej
Przestrzeni pojawiali się Poszukiwacze, których poznałem. Niektórzy z nich
również zostali Budowniczymi. Czasem pojawiali się zupełnie nowi ludzie. Nie
wszyscy byli Poszukiwaczami czy Architektami, ale czułem ich mądrość i
doświadczenie. Słuchałem uważnie. Po każdym spotkaniu Przestrzeń się zmieniała.
Stawała się lepsza, bliższa celu.
Ostrzeżenie
mojego towarzysza szybko stało się faktem. Pojawili się Krytycy. Niektórzy
stali w hierarchii wyżej niż ja. Ich wizyty podcinały moje skrzydła. Bywało, że
siadałem w kącie i płakałem. Tęskniłem wtedy za powrotem do ciemności.
Marzyłem, by mój towarzysz nigdy się nie pojawił. Poddawałem w wątpliwość sens podróży.
Uciekałem
wtedy do mojego wnętrza. Tam cierpiałem, widziałem wszystko w ciemnych barwach
i skupiałem się na mankamentach. Kiedy siedziałem skulony w sobie, zaczynałem
czuć Przestrzeń wewnątrz, w moim umyśle. Bardzo często pojawiał się wtedy inny
Podróżnik i dodawał otuchy, dzielił się swoją siłą, przesyłał ją specjalnym
łączem. Stopniowo odkrywałem, że Krytycy są potrzebni, że paradoksalnie
wzmacniają moją Przestrzeń, czynią moje dzieło trwalszym. Zapalają jakieś
dziwne światełko.
Światełko
rosło. Rozpalali je Krytycy, Podróżnicy podsycali. Nie rozumiałem, co się
dzieje. Powodowało, że inaczej patrzyłem na moją Przestrzeń. Dzięki niemu
wyglądała piękniej. Nie przestawałem budować Przestrzeni, a ona budowała mnie.
-
Czym jest to światełko? – zapytałem w końcu mojego towarzysza.
-
Widzisz je?
-
Z każdym dniem coraz mocniej.
-
To Twoja Pewność. Skoro ją rozpaliłeś i potrafisz chronić stałeś się Mistrzem.
-
Czy to znaczy, że moja misja się zmieniła?
-
W pewnym sensie tak. Rozszerzyła się. Tak naprawdę wciąż jesteś i Poszukiwaczem
i Budowniczym. Pewność Mistrzów pozwala im wytrwale dążyć do celu i dzielić się
nią z innymi.
-
No tak. Mistrzowie odwiedzali mnie i w Labiryncie i w Przestrzeni.
Towarzysz
tylko się uśmiechnął. Wiedział, że rozumiem coraz więcej.
-
Co mam teraz robić?
-
To samo, co do tej pory. Otwórz się tylko na innych Podróżników. Mów głośno o
swoich przekonaniach. Odwiedzaj inne Labirynty i Przestrzenie. Wzmacniaj tych,
którzy ustają w drodze.
To
był nowy, ciekawy etap Podróży. Krytycy nie zniknęli, ale potrafiłem już sobie
z nimi radzić. Szukałem okazji, by pomóc tym, którzy mnie potrzebowali. Opowiadałem
o tym, co przeżyłem. Słuchałem też innych. Uczyłem się chronić swoją Pewność,
gdy ktoś miał inne zdanie niż ja. Moja Pewność stawała się jakaś inna, bardziej
wielobarwna. Rozwijała się i przekształcała. W pewnym sensie uzależniałem się
od niej. Stanowiliśmy symbiozę, nie umiałem już bez niej żyć. Mimo trudności
kochałem, to co robię.
Mój
towarzysz milczał. Patrzył z aprobatą, uśmiechał się i milczał. Czekał na błysk
mojego olśnienia. Kiedy przyszło, stanąłem przed nim.
-
Jestem Twórcą, moja Pewność stała się Pasją, sensem mojej podróży.
Skinął
tylko głową i ruszył w stronę schodów, które pojawiły przy jednej ze ścian mojej
Przestrzeni. Przestrzeni, która nigdy wcześniej nie była piękniejsza. Była moim
Dziełem. Czułem wtedy wdzięczność za drogę, za wszystkich których na niej
spotkałem. Wiedziałem, że stało się to, czego szukałem, że do ciemności nie ma już
powrotu, a ja zrobiłem coś naprawdę ważnego.
Mój
towarzysz stanął u szczytu schodów. Zatrzymał się.
-
Czy chcesz zobaczyć, co dalej?
-
Czy to koniec Podróży? - zapytałem zaniepokojony.
-
To zależy od Ciebie.
-
Co tam jest?
-
Sam zobacz – płynnym ruchem otworzył
drzwi.
Zobaczyłem
taras i widok, który zaparł mi dech w piersiach. Zobaczyłem miasto. Aż po
horyzont rozciągały się różnorodne wieże. Wyższe i niższe. Wielobarwne. Totalna
mieszanka różnorodnych stylów architektonicznych. Wieże były ze sobą połączone
tajemniczymi linami. Wszędzie przemieszczali się Podróżnicy. Czułem, że tworzą
Wspólnotę, że pracują razem, by tworzyć to miasto, by zapraszać do niego kolejnych
Poszukiwaczy.
Zauważyłem,
że wieże nie były pozbawione błędów architektonicznych. Nikomu to nie
przeszkadzało. Te aberracje dodawały im uroku i niepowtarzalności. Przy
wszystkich nieustannie krzątali się Podróżnicy. Wieże wciąż się zmieniały i
rosły.
-
Więc to jest cel, właściwa Perspektywa. Trzeba spotkać drugiego Człowieka, by
wspólnie budować.
-
Tak, dlatego Podróż nigdy się nie kończy…
Czy
wejdziesz dziś do swojego kolejnego Labiryntu? Czy stworzysz fundament
Poszukiwania, zbudujesz kolejną kondygnację Przestrzeni, oświetlisz ją
Pewnością, ozdobisz Pasją i spojrzysz z nowej Perspektywy?
WOW. Czekam na książkę.
OdpowiedzUsuń:) Mam nadzieję, że jesteś cierpliwa. ;) Z moją organizacją... Ach...
Usuń