wtorek, 13 października 2015

Zaczynamy.


Będę pisał, co myślę o edukacji w różnych aspektach. Liczę, że pomoże mi to uporządkować moje myśli na temat pracy nauczyciela w Polsce.
Jestem osobą, która szuka zmiany w celu poprawy efektywności swoich działań edukacyjnych. Czytam, biorę udział w konferencjach... Akceptuję fakt, że żyjemy w czasach zmiany paradygmatu naszej nauczycielskiej sztuki (ars). Widzę, że wypróbowane metody przestają działać - coraz "trudniej" dotrzeć do uczniów. Rzucam się na kursy i książki z zakresu nerodydydaktyki, logodydaktyki, myślenia wizualnego, TiK, inteligencji wielorakich, talentów, rozwijania mocnych stron... Szukam, próbuję inspirować nauczycieli w mojej szkole i... 
Zaczynam czuć, że trudno to ogarnąć, przełożyć na praktykę itd. W końcu zaczynam się wkurzać na niechęć niektórych nauczycieli, co to nic nie chcą zmieniać, bo "zawsze tak było", bo "uczeń ma się nauczyć, bo "po co to? kto to wymyślił?".
Po licznych rozważaniach uznałem, że tak ma być, że to napięcie w szkole musi być. Muszą być "edu-zmieniacze" i "strażnicy starego porządku". Jedni ciągną edukacyjną gumę do przodu, a drudzy ją trzymają, by nie poleciała za daleko, mijając cel. Jedni i drudzy są potrzebni, by tę gumę z majtek zamienić w procę, która zaniesie naszych uczniów do celu - szczęśliwego i dostatniego życia. Problem tylko we właściwej proporcji...